Grot Widzew Łódź - Enea AZS AJP II Gorzów Wielkopolski
Grot Widzew Łódź - Enea AZS AJP II Gorzów Wielkopolski
Zwycięstwo wywalczone po bólach, to mało powiedzieć.
Widowisko jakie zafundowały nam koszykarki pierwszoligowego Widzewa, przysporzyły wielu kibicom kołatanie serca i mogli oni skończyć pod respiratorem ... horror zakończony zwycięstwem.
Grot Widzew Łódź - Enea AZS AJP II Gorzów Wielkopolski 57:54 (13:6, 4:18, 16:14, 24:16)
Punkty dla Widzewa: Gzinka 18, Gortat 17, Janicka 13, Kudelska 7, Sierakowska 2, Bandoch, Bołbot, Kurzawska, Miazek i Pawlak po 0.
A wszystko zaczęło się zgodnie z planem. Szybko widzewianki osiągnęły przewagę (po 5 min. gry 10:0). Grały lekko, z polotem, dobrze w obronie, nie pozwalały przeciwniczkom na grę szybkim atakiem. I chyba za szybko uwierzyły w łatwe zwycięstwo. Bo do głosu zaczęły dochodzić przeciwniczki. I co gorsza rysowała się nawet ich lekka przewaga. Na przerwę po drugiej kwarcie zawodniczki z Gorzowa schodziły z siedmiopunktową przewagą 17:24.
W szatni widzewskiej przed rozpoczęciem 3 kwarty musiało być gorąco, bo gospodynie rozpoczęły z ogromnym animuszem. Doprowadziły do sytuacji, że po ok. 3,30 min. 3 kwarty, odrobiły straty, atrener gości poprosił w krótkich odstepach o dwie przerwy dla swojego zespołu. Dalej mecz przybrał nowe oblicze. To jeden, to drugi zespół zdobywał punkty krótkimi seriami. Przełom nastąpił dopiero w końcówce spotkania. Na 4 min. 49 sek. przed końcem spotkania o 2 przerwę poprosiła trener Anna Chodera, przy ośmiopunktowym prowadzeniu zespołu gości 43:51.
I tu krótki postulat do naszych koszykarek. Taki zespół jaki wybiegł na parkiet po tej przerwie chcemy zawsze oglądać. Ręce składały się same do oklasków. Walczyły na całej długości i szerokości boiska. Odrobiły wszystkie straty i zwyciężyły w całym meczu.
Koszykówka jest grą zespołową, wygrywa i przegrywa cały zespół. Ale nie można przejść obojętnie, nie wyróżniając w tym meczu 2 zawodniczek. Pierwsza to Natalia Gzinka. Końcówka w jej wykonaniu była perfekcyjna, było jej pełno wszędzie. To ona pociągnęła zespół do walki. Drugą jest Zuzanna Gortat. Miała swój dzień. Co przymierzyła, to wpadało. A że robiła to głównie zza lini 6,75 metra, wywoływała egzaltacje wśród kibiców.
Po ostatnim gwizdku można było złapać głębszy oddech. Woli walki i ambicji nie można odmówić naszym zawodniczkom, gdzieś brakło w tym meczu spokojnej, nierozemocjonowanej głowy.
Kobieta zmienną jest i basta ... a to jest najpiękniejsze.